poniedziałek, 3 marca 2014

KORPO#####RACJA




Brytyjski urząd statystyczny donosi, że w ostatnim kwartale liczba pracujących dwudziesto-paro-latków znacznie się powiększyła w stosunku do lat poprzednich, a bezrobocie generalnie na terenie całego Zjednoczonego Królestwa spada...więc żeby być na bieżąco z obowiązującymi trendami, przyszedł czas na powrót z nieokrytych rejonów internetu z powrotem w świat ludzi pracujących. Trzeba znów odnaleźć się na wypranym z uczuć korporacyjnym rynku pracy. Czasami dobrze jest się rzucić w dół i patrzeć jak się spada, nie myśląc zbytnio o konsekwencjach, bo spadanie od latania różni się jedynie momentem lądowania. Jednakże dobrze jest od czasu do czasu się odbić i dla odmiany polecieć do góry. Jak już kiedyś wspominałem, nawet chwilowa nieobecność poza londyńskim schematem typu praca-dom-praca powoduję, że wybijamy się z rytmu codziennego życia tego miasto i ciężko jest nam ponownie dotrzymać mu kroku. Przypomina to próbę wskoczenia z miejsca na rozpędzoną karuzelę, na której każdy krzesełko kręci się w swoim kierunku, a my mamy zasłonięte oczy. Trzeba po prostu skoczyć, żeby się tylko zahaczyć, a potem jakoś już leci. 
Tym razem nie będę Was zanudzał jak wygląda poszukiwanie pracy, ale co dzieje gdy już nawiążemy ten pierwszy kontakt z potencjalnym pracodawcą i po wymienieniu kilku kurtuazyjnych maili zostajemy zaproszenie na osobiste spotkanie, które przeważnie odbywa się w siedzibie firmy.

Rozmowa kwalifikacyjna jest nieodłącznym elementem przed zaczęciem  każdej nowej pracy i to ona, a nie Nasze, rozsyłane w gigantycznych ilościach CV i wykształcenie, określi czy daną pracę otrzymamy, czy nie. Po odbyciu z grubsza kilkudziesięciu job interviews w ciągu swojej kariery zawodowej już mogę uważać się za eksperta w tej dziedzinie, który na własnej skórze przekonał się czego podczas takich rozmów nie wolno mówić i czego pod żadnym pozorem  na pewno nie wolno robić. Z łatwością można zauważyć, że wszystkie wyglądają podobnie… i nie ważne czy  mamy tu do czynienia z wielkim międzynarodowym konsorcjum, korporacją, konglomeratem, przedsiębiorstwem,  lub jakąkolwiek inną organizacją o poważnie brzmiącej i dziwniej nazwie, czy z mała lokalną firmą, której nikt nie zna, ale ,według jej właściciela, mającej nieodkryty potencjał do podbicia światowych rynków. Rozmowa kwalifikacyjna jest jak odcięty od rzeczywistości magiczny świat, gdzie wszystko jest hipotetyczne i w teorii, niczym zagięta czaso-przestrzeń, w której prawa logiki idą w zapomnienie i nie sposób odróżnić prawdę o korporacyjnego bełkotu. Pracodawca stara się zareklamować firmę jako idealne miejsce pracy, gdzie każdy spełnia swoje marzenia wykonując swój dream job zarabiając przy tym ogromne  ilości pieniądzy, wszyscy się szanują i generalnie jest to kraina powszechnej szczęśliwości. Dlatego też poszukują na wybrane stanowsiko ambitnych, inteligentnych, kreatywnych osób, które nie boją się wyzwań, samodzielnego myślenia i potrafią przejąc inicjatywę, posiadają wszystkie możliwe certyfikaty i uprawnienia, a także mówią płynnie siedemnastoma językami. Z kolei my, będąc po drugiej stronie biurka, z pewnością w głosie opowiadamy, że to właśnie my jesteśmy idealnym kandydatem na to stanowisko i to właśnie nasze CV zawiera wszystko czego poszukują...i oczywiście wszystkie zawarte w nim informacje są  bez-wątpienia prawdziwe, a referencję są dostępne na życzenie...
-Dlaczego chciałby Pan dla nas pracować?
-Bo ja pracuję tylko z najlepszymi.
-Przeszkadza panu nie limitowany czas pracy? 
-Ależ nie!
-Nadgodziny? 
-No problem! 
-Praca do późnych godzin nocnych, w weekendy i święta? 
-Żaden problem. Nie ma sprawy. 
-Zabieranie pracy do domu i kończenie jej we wolnym czasie? 
-Ależ oczywiście. Jestem perfekcjonistą, jak się czegoś podejmę zawsze wykonuję wszystko do końca i w najdrobniejszych szczegółach...
...i tak dalej i tak dalej....wszystko to jednak pęka jak bańka mydlana i idzie w niepamięć, gdy już jakąś chwilę w danym miejscu popracujemy. Okazuję się wtedy, że tak naprawdę nie jest tak kolorowo, korporacja/firma po uprzednim szkoleniu wewnątrz-firmowym próbuje nam wyprać mózg, oduczając samodzielnego myślenia i ucząc komunikowania się ze sobą przy pomocy korporacyjnych sloganów. Po trzech miesiącach w niczym nie przypominamy już pełnej energii osoby z ogłoszenia o pracę, które tak naprawdę powinno wyglądać inaczej. Firma powinna od samego początku przyznać się, że potrzebują do pracy osób bez charakteru i wyraźnej osobowości, które dają się łatwo manipulować i tak narpawdę nie mają życia prywatnego, ani żadnych zainteresowań dlatego też nie będzie im przeszkadzało spędzanie większości życia w firmie, a co najważniejsze nie będą się upominały o swoje zaległe urlopy i zaginione premie. Korporacyjna idylla też wydaję nam się bardziej przypominać obóz pracy przymusowej...aż w końcu dochodzimy do momentu, w którym musimy podjąć decyzję czy zaciskamy zęby, gryziemy się w język, a dumę i własne wartości chowamy w kieszeń stając się na przeciw wszystkim przeszkodom mała korporacyjną kurewką, japiszonem uwikłanym w ciągły wyścig szczurów, bo przecież gdzieś pracować trzeba, czy jednak odwracamy się w swoją stronę porzucając korporacyjną fabrykę snów i idziemy szukać nowych, nieodkrytych rynków pracy nierzadko dryfując przez ocean braku perspektyw zawodowych...
...Korporacyjna machina już tak działa i dobrze o tym pamiętać, szczególnie w poniedziałek rano…Pozdrawiam i życzę owocnej pracy…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz