środa, 10 lipca 2013

Summer in the City vol. 2





…temperatura dobija do 30 stopni Celsjusza czyli 86 w skali Farenheita,  w środkach komunikacji miejskiej robi się niewyobrażalnie gorąco, ilość turystów na metr kwadratowy osiąga stan krytyczny, a sukienki dziewczyn paradujących dumnie po londyńskich ulicach stają się przyjemnie krótsze…wszystko to w mniejszym lub większym stopniu wskazuje na to, że w tej części galaktyki zapanowało astronomiczne lato.   Pora roku, która sprzyja wszelakim urlopom, wczasom, wakacjom itp.…., ale również masowej migracji młodych ludzi z przeróżnych zakątków  Świata poszukujących szczęścia w tak zwanym ‘wielkim mieście’, pełnych niezłomnego entuzjazmu z plecakami wypełnionymi po brzegi  CV’kami  i listami motywacyjnymi,  którzy  z wyuczoną szkolną manierą powtarzają „Hello. I am looking for a job” kończąc to zdania sztucznym pseudo-hollywoodzkim uśmiechem obiecującym szybki i łatwy sukces.   Następna fala emigrantów zalała stolicę Zjednoczonego Królestwa …to już  kolejny napływ tej jakże specyficznej ludności, który mam okazję obserwować znajdując się po jej obydwóch stronach. Każdy kiedyś zaczynał swój ‘‘Euro Trip’’, pakując cały dobytek w bagaż nieprzekraczający dwudziestu, lub trzydziestu dwóch kilogramów, w zależności od wybranych linii lotniczych, i wyruszał na podbój wymarzonego miasta/państwa/ kontynentu, więc nowy emigrancki narybek obserwuję z nieskrywaną ciekawością…szczególnie jego piękniejszą cześć, która z roku na rok robi się coraz młodsza, a różnica pokoleń czyli tak zwane ‘generation gap’ między nimi, a mną nieubłaganie staje się coraz większy.  Jedną z widocznych na pierwszy rzut oka rzeczy, które różnią dzisiejszy Londyn od tego, który ja zobaczyłem przyjeżdżając tu po raz pierwszy jest to, że dziś darmowy  bezprzewodowy Internet, szerzej znany jako Wi-Fi, jest dostępny dosłownie w każdym możliwym miejscu miasta. Już nawet facet sprzedający hot-dogi z takiego wózka na kółkach w okolicy London Bridge mam przyklejoną informację, że znajduje się w strefie darmowego Internetu. Wysyłanie CV w ilościach przemysłowych do wszystkich potencjalnych pracodawców ułatwia fakt, że dziś wszystkie urządzenia potrafią łączyć się z internetem i wysyłać maile. Już niedługo podczas robienia porannej kawy Twój czajnik będzie Cię informował, że masz trzy nowe nieprzeczytane wiadomości na swoim koncie google, a Twój znajomy dodał nowe zdjęcie na facebook’a.
Po mimo tego, że często trochę na żarty, trochę na serio mówię, że nie lubię emigrantów szczególnie tych ze wschodniej części Europy, mając na myśli naszą cudowną ojczyznę, to jednak po tych wszystkich latach daje się wyczuć pewnego rodzaju więź z tą grupą ludzi, chcąc nie chcąc będąc jej częścią, bo jak udowodnili wszechwiedzący amerykańscy naukowcy ludzie mający zamiłowanie do tego typu podróży, nieustannie szukający swojego miejsca w Świecie przejawiają pewne zmiany w kodzie DNA, a przynajmniej  to już zasługuje na uznanie,…  Poza tym, przez mój ironiczny sposób patrzenia na rzeczywistość  często zdarza mi się zapominać, że pomimo całej ciemnej strony emigracji, która tutaj rezyduje,  do Londynu   przyjeżdża też wielu ciekawych , otwartych na świat, interesujących ludzi pełnych pasji gotowych stawić czoła wszystkim przeszkodom  w  celu spełnienia swoich marzeń.  Mimo wszystko mam nadzieję, że tych drugich jest jednak więcej niż tych pierwszych….
…w celu bliższego przypatrzenia się wszystkim wyżej opisanym zmianom  zaplanowałem sobie kilka dni urlopu, który mam zamiar spędzić zagłębiając się w dawno nieodwiedzane zakamarki swojej ulubionej europejskiej stolicy  przecinając ją wzdłuż i wszerz na ośmiu kauczukowych kółkach swoich czarnych rolek… swoją drogą gdyby ktoś z Was szukał kreatywnego sposobu na zrobienia sobie krzywdy w wielkim mieście szczerze polecam właśnie rolki…miasto oferuje nam wszelakie ścieżki, drogi, ulice i parki w których możemy się uszkodzić…moc atrakcji, siniaków i  obić zapewniona…
…Niektórzy emigranci przyjeżdżają tutaj robiąc szybkie błyskotliwie-niezauważalne kariery równie szybko  znikając do miejsc, z których przybyli…inni na przekór wszystkiemu zostają tutaj wtapiając się coraz bardziej w koloryt miasta nie wyobrażając sobie możliwości życia gdziekolwiek indziej…bo to miasto da się lubić…choć to ‘‘twarda i ciężka przyjaźń’’.
…a tak w celu utrzymania chronologii, to 5 lipca minął rok od kiedy znowu znajduję się pod opieką i czujnym okiem Jej Królewskiej Mości…  
…dla wszystkich którzy przez ten rok z braku ciekawszych zajęć chociaż raz zajrzeli tutaj żeby zobaczyć co dzieje się w Londynie opisywanym przez tego dziwnego typa, który pomimo całkowitego braku predyspozycji i samo-zdiagnozowanej   dysleksji uparł się, że będzie próbował pisać tego tzw. bloga …WIELKIE DZIĘKI.

...a nowym, przyszłym i starym emigrantom wszelakiej maści życzę Powodzenia.
Miłego Dnia.