niedziela, 5 sierpnia 2012

Sezon 1: Podsumowanie




                Wracam z pracy. Jest godzina 6 rano,  zapowiada się spokojny londyński poranek. Zapalam papierosa i nagle uświadamiam sobie, że dokładnie miesiąc temu o tej godzinie stałem na lotnisku we Wrocławiu czekając na samolot. Nawet nie wiem kiedy to minęło… jak już wcześniej pisałem, na emigracji czas szybko płynie. Wiele wydarzyło się w ciągu tego miesiąca. Przydałoby się zrobić jakieś podsumowanie. Nalewam sobie drinka z odrobiną dobrego jazzu… i cofam się myślami do początków mojej podróży. Przyjechałem tutaj pełen nadziei i wielkich planów, ale nauczony doświadczeniami z poprzedniego pobytu wiedziałem, że osiągnięcie zamierzonego celu nie będzie proste i będzie wymagało wielu poświeceń i wyrzeczeń.

                 W przeciwieństwie do tego co niektórzy sądzili, nie wydałem i nie przepiłem wszystkich oszczędności, nie mówię, że nie próbowałem… w zamachu też nie zginąłem, nawet nikt mnie jeszcze nie postrzelił "w tym wielkim i złym Londynie", więc generalnie nie jest źle. Całkiem niedawno koleżanka z Polski zapytała mnie czy nie żałuję swojej decyzji o rzuceniu stabilnej, ‘odpowiedzialnej ‘ pracy w Polsce i nowego startu w Wielkiej Brytanii. Nie, nie żałuję... z racji zainteresowań i wykształcenia jakoś dobrze się tutaj czuję. Fakt, czasami  jak większość początkujących emigrantów trzeba zacząć jako kitchen-porter na popularnym zmywaku albo w innej mało płatnej, dorywczej pracy. W końcu, żaden pieniądz nie śmierdzi, a żadna praca nie hańbi. Od czegoś trzeba zacząć. Nie od razu zostaje się prezesem ani milionerem…nawet tutaj. W słuchawkach słyszę jak Aloe Blacc śpiewa "I need a dollar"… tylko waluta się nie zgadza, reszta pasuje idealnie...


              Ofert pracy i możliwości jest więcej niż w Polsce, ale nie jest tak, że przyjeżdżając tutaj od razu spełniają nam się wszystkie marzenia, a funty lecą jak manna z nieba, gdy tylko postawimy stopę na angielskiej ziemi. Niestety…tak samo jak wszędzie żeby coś osiągnąć trzeba się napracować. Z całą pewnością mogę przyznać, że pobyt w Londynie wyostrza charakter, uczy pokory i hamuje rozdmuchane ego…





    Zmieniłem swoje lokum na nieco większe…Wietnam się chwali (http://tuhanoi.blogspot.co.uk/2012/07/miejsce-mojej-egzystencji.html) to i ja mogę. Aktualnie wygląda to tak…































 ...na dzisiaj tyle. Miesiąc minął ;->  Miłego Dnia.