piątek, 16 listopada 2012

Powrót z urlopu...ciemna strona miasta



..nawet chwilowa nieobecność w Londynie powoduje wytrącenie się z jego rytmu, bo jak już wcześniej pisałem to miasto nigdy się nie zatrzymuje. Dlatego po powrocie z urlopu potrzebowałem odrobiny czasu, żeby ponownie wpasować się w  jego krajobraz. Z racji tego, że dobrze się tutaj czuję przyszło mi to dość łatwo. Dwa dni na odcięcie się, zapomnienie o życiu na urlopie i podłączenie się pod tryb Londyn. Stety lub niestety niektórych rzeczy nie można zapomnieć . Skupiając się na tych bardziej pozytywnych, urlop generalnie trzeba zaliczyć do udanych…pomijając fakt, że nie wszystko poszło zgodnie z planem…
…po porannej kawie wypitej o 21, znowu znajduję się na tak dobrze mi znanej trasie autobusu 133…dla większości mieszkańców tej części Europy właśnie kończy się czwartek…Ja zaczynam swój piątek….
W dalszej części posta miał znaleźć się tekst o spędzaniu urlopu w Polsce. Jednak Londyn po raz kolejny pokazał mi swoją ciemną stronę…przywołując mnie do porządku i hamując moją zbyt dużą pewność siebie…
…gdy tak siedziałem i pisałem ,we wspomnianym już wcześniej autobusie 133, dojechałem do City godzinę przed rozpoczęciem swojej pracy. Postanowiłem więc wysiąść na London Bridge i resztę trasy pokonać na piechotę ciesząc się widokiem miasta nocą, które po mimo upływu czasu wciąż robi na mnie wrażenie. Idąc tak przez londyński most i paląc papierosa, moją uwagę przykuł dziwnie zachowujący się facet, który przesadnie wychylał się przez balustradę. Sam zatrzymałem się kawałek dalej, oparłem się o barierkę, odpłynąłem myślami patrząc na Tamizę i kapitalnie oświetlone centrum. Kątem oka zobaczyłem jak dziwny jegomość wychyla się coraz bardziej, a po chwili wspina się na krawędź i klęka.  Wyglądało to dość niepokojąco, a gdy stanął na barierce już wiedziałem co się święci. Szybkim krokiem podszedłem do niego wraz z kilkoma innymi świadkami. Ktoś chwycił go od tyłu za plecak i zaczął się z nim szamotać, ktoś inny wyciągnął komórkę, dzwoniąc na policję, informując o samobójczym skoczku. Ja stałem i dopalałem papierosa. Policja pojawiła się jak w Amerykańskich filmach z każdej strony wciągu niecałych czterech minut, a chwile później Tamizę patrolowała już motorówka. Facet wykrzykiwał w niebo głosy, że świat go nienawidzi, a ludzie się nim nie interesują…po czym został skuty i siła wsadzony do policyjnej furgonetki. Sympatyczna policjantka przepytała mnie co widziałem, wzięła dane i podziękował mówiąc, że uratowaliśmy człowiekowi życie.  Szybkim krokiem udałem się w kierunku swojego drapacza chmur, mając w pamięci obrazki z przed chwili. Niezły początek dnia…, ale gdy dotarłem pod miejsce pracy okazało się, że to nie koniec atrakcji jakie na dziś przygotował mi mój przyjaciel Londyn. Już z daleka zobaczyłem błysk świateł straży pożarnej. Okazało się, że w wieżowcu jest podejrzenie pożaru i zarządzono ewakuację całego budynku…pożar oczywiście wubuchł na czterdziestym piętrze, więc nie muszę już chyba mówić na którym ja pracuję. Po około pół godzinie pozwolono obsłudze   wrócić do budynku.
…Nawet próba samobójcza ani pożar wieżowca nie są wstanie znacząco zaburzyć londyńskiego rytmu…

6 komentarzy:

  1. :)Może ktoś specjalnie spowodował włączenie alarmu.

    OdpowiedzUsuń
  2. ...a tego to już nie wiadomo..., ale w sumie z takim alarmem to tylko same kłopoty, a zero pożytku i perspektywa schodzenia przez czterdzieści pieter po schodach szybko wybija z głowy takie pomysły ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Siema! Poczytałem sobie trochę - no i muszę przyznać ,że Ty gościu to masz ,,ciekawe " życie ,ale czyta się dość przyjemnie! Taki trochę z ciebie Czerwiński ? Życzę dalszych sukcesów na literackiej niwie ! TBC! Pozdro - Juhas Valley .

    OdpowiedzUsuń
  4. :)Cisza w tym Londynie jak Maćkiem zasiał.

    OdpowiedzUsuń
  5. ...wręcz przeciwnie. Bardzo dużo się ostatnio dzieje aż nie mam czasu pisać, ale obiecuję, że już w tym tygodniu się poprawię i wrzucę coś nowego. ;)

    OdpowiedzUsuń