poniedziałek, 26 maja 2014

Życie na emigracji




Wakacje już coraz bliżej, więc temat emigracji i emigrantów wszelakiej maści znowu coraz częściej przewija się w mediach i internetach. Samoloty, statki, autobusy jak co roku zapełnią się turystami w raz z wszystkimi innymi poszukiwaczami szczęścia i przygody w "Wielkim Świecie". Niedawno mineło 10 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej, więc temat jak najbardziej na czasie. Muszę Was jednak zmartwić, bo moim zdaniem mało się przez ten czas nauczyliśmy. Nasi rodacy nadal nie potrafią odnaleźć się w momencie zderzenia z inną kulturą, lub ogólnie rzecz biorąc innością, która nie pasuje do ich zamkniętego hermetycznego nierzadko zaściankowego podejścia do świata. Polacy często zachowują się jak rozpieszczony nastolatek na wakacjach, któremu wszystko się należy i który może robić co mu się podoba, bo przecież jest gościem. Wiem, że na co dzień jako jednostki tacy nie są, bo przy bliższym poznaniu wychodzą z  nich pozytywne cechy, ale trzeba przyznać, że Polacy nie robią dobrego pierwszego wrażenia. Jako jednostki wyglądamy i sami czujemy się w miarę obeznani i ogarnięci, ale jako całość sami potwierdzamy stereotypy...


 




...Więc dlaczego ja chciałem wyjechać? Pomimo tego, że wiedziałem jak wygląda znaczna część polskiej emigracji i jak dla wielu ludzi emigracyjne przygody się skończyły?  
...z tego co pamiętam to od zawsze miałem w planach gdzieś wyjechać, gdzieś poza granicę państwa Polskiego, gdzieś w jakieś ciekawe odległe miejsce. Początkowo miały to być Stany Zjednoczone, które na razie wciąż jeszcze pozostają na moje liście oczekujących, ale padło na Wielką Brytanię, więc Londyn był już prostym wyborem. Chyba nie wyjechałem dla pieniędzy, a na pewno nie były one głównym powodem…po ukończeniu anglistyki wydawała się to całkiem logiczna opcja. Można powiedzieć, że w praktyce chciałem sprawdzić wiedzę zdobytą na studiach. Poza tym, jak wiele dzieciaków wychowanych w latach 90 zostałem omamiony amerykańskimi filmami, w których wszystko co zachodnie, zagraniczne było zawsze najlepsze, kolorowe i niezawodne, a to co polskie było kiepskie, szare i szybko się psuło,... no sorry, ale tak było. 

 Co tak naprawdę podoba mi się w życiu w Anglii? Co jest takiego wyjątkowego w mieszkaniu w Londynie? Jakiś czas temu wrzucałem tutaj artykuł, którego autor wymienia 101 powodów do życia w Londynie. Ja skoncentruję się na swoich osobistych, nieobiektywnych i nierzadko egoistycznych powodach:

-Lubię fakt, że jest to monarchia. Bardzo odpowiada mi bycie poddanym Jej Królewskiej Mości Elżbiety II. Pełen wymiar jej tytułu było mi dane poznać kilka lat temu podczas zajęć z Historii Wielkiej Brytanii, które siały postrach na korytarzach Uniwersytetu Zielonogórskiego wśród studentów drugiego roku filologii angielskiej. Panie Profesorze, informuję, że tytuł pamiętam i  w oryginale ten używany na terenie UK  brzmi tak…Her Majesty Elizabeth the Second, by the Grace of God, of the United Kingdom of Great Britain and Northern Ireland, and of Her other Realms and Territories, Queen, Head of the Commonwealth, Defender of the Faith…czyli…Jej Królewska Mość Elżbieta II Z Bożej Łaski Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz innych Jej Królestw i Terytoriów królowa, Głowa Wspólnoty Narodów, Obrończyni Wiary.  
Stara sprawdzona Monarchia jest lepsza niż kulejąca demokracja.
-Lubię chodzić londyńskimi ulicami, nawet przy tej przedziwnej ciągle zmiennej pogodzie, do której coraz bardziej się przyzwyczajam…cztery pory roku jednego dnia...nie ma sprawy, przynajmniej nie jest nudno.
-Lubię to, że nigdy nie możesz być pewny co spotka Cię za rogiem, tam gdzie wczoraj była Twoja ulubiona piekarnia, dziś jest już chiński take-away, a jutro będzie tam off-license...a za trzy dni napad z bronią. Naprawdę szybkość z jaką lokalne biznesy pojawiają się i znikają jest oszałamiająca.
-Lubię to, że nikt nie patrzy na drugiego człowieka przez pryzmat tego jak wygląda, albo jakie ma poglądy…możesz być Żółty, Czarny, Biały, Brązowy, albo Niebieski…wierzyć w Boga, Allaha, Buddę, Krysznę, Wszechświat, Naukę, czy w Latającego Potwora Spagetti…nikogo to nie interesuje!! Ogólnie podoba mi się to, że ludzie nie wtykają nosa w sprawy innych, dopóki nie naruszasz wolności innego człowieka nikogo nie obchodzi co robisz...oczywiście nie żyjemy w idealnym świecie, więc zdarzają się o tej reguły wyjątki, których niestety jest sporo, ale generalnie na co dzień rzadko się to zauważa.
-Lubię słuchać wszystkich  istniejących lokalnych, odmian, dialektów, akcentów i rodzajów języka angielskiego…jako językowiec każdą zasłyszaną rozmowę traktuję jak badanie tajników tego języka…
-Lubię spotykać się i przebywać z ciekawymi  ludźmi całego świata.
-Lubię jeździć na rolkach wieczorami po parkach i zakamarkach południowego Londynu, za każdym razem zapuszczając się coraz głębiej docierając w miejsca, o których nie piszą w przewodnikach turystycznych.
-Lubie to, że mogę rozmawiając z ludźmi wplatać w oryginale teksty z moich ulubionych angielskich seriali. ‘True Story’
- Lubię tę wielkomiejską prywatność. W milionowym tłumie łatwo pozostać anonimowym.
-Lubię to ,że gdy oglądam filmy, których akcja dzieje się w Londynie potrafię rozpoznać dane miejsce i ulokować je sobie na mapie miasta, a jak mi się jakieś miejsce wyjątkowo spodoba to żeby się do niego dostać potrzebuję maksymalnie w zależności od korków, do półtora do dwóch godzin.
- Lubię dostawać wypłatę w funtach szterlingach.
-Lubię angielskie śniadania serwowane w ulicznych knajpach południowego Londynu...i Panie Kelnerki, które jak w amerykańskich filmach chodzą oferując dolewkę czarne gorącej kawy.
-Lubie to, że gdy włączam telewizję rano zamiast ‘Kawy czy Herbaty” leci BBC Breakfast, …niby w angielskiej telewizji też rzadko jest coś wartościowego do oglądania, ale jakoś wydaje mi się, że i tak wyprzedza ona polską telewizję o całe lata świetlne. 
-Lubię to, że tutaj nie dosięgają mnie macki polskiego ZUS’u, a brytyjska polityka emerytalna bardzo mi odpowiada.
 -Lubię, że mogę chociaż w drobnym stopniu realizować swoje niespełnione dziennikarskie aspiracje pisząc do Was siedząc wygodnie w fotelu w południowym Londynie...kiedyś podczas studiów założyłem się nawet, że w ciągu dziesięciu lat po ich ukończeniu będę zagranicznym korespondentem pewnej dużej stacji telewizyjnej...a ja bardzo nie lubię przegrywać zakładów.
-Lubię to, że każda spędzona tutaj chwila przybliża mnie coraz bardziej do posiadania brytyjskiego paszportu.
-Lubię to, że mogę zabrać dziewczynę na randkę na Tower Bridge…
- Lubię to, że mogę do kogoś powiedzeć…”…a ostantio w The Times wyczytałem, że…’’...chociaż w większości przypadków mówiąc The Times mam na myśli internety.



...To tylko nieliczna część rzeczy, które mi się podobają...te mniej pozytywne, których również nie brakuje, możemy na razie pominąć co by nie odstraszać młodej emigracji, bo gdyby nie ona nie miałbym o czym pisać...
..miłego wieczoru...


3 komentarze:

  1. Zakład dalej obowiązuje, a latka lecą, panie B. ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. ...Dzięki!...a pamięta Pani o co się założyliśmy, bo ja sobie nie mogę przypomnieć?? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo miło się czyta ten artykuł! Pozdrawiam i czekam na kolejne:)

    OdpowiedzUsuń