czwartek, 19 lipca 2012

Z serii: przygody kulinarne



       Ostatnio zauważyłem, że wiele uwagi poświęca się w Internecie przygodom kulinarnym i szeroko rozumianej gastronomii… na przykład mój znajomy z Wietnamu opisywał jak zagłębiając się w ciemne dzielnice Hanoi przeżył szok kulinarny, gdy trafił do pewnej podejrzanej knajpy z bardzo specyficznym menu <http://tuhanoi.blogspot.co.uk/2012/07/w-wietnamskiej-zagrodzie.html > Wpadł mi też niedawno w oko blog, w którym autorka łączy świat literatury ze światem kulinariów tworząc z tego wykwintną lekturę smaku < http://lekturasmaku.pl/

        Ja również postanowiłem opisać ciekawostkę z pogranicza kulinariów, ale w odrobinę innym wydaniu. Londyn jest miastem gdzie spotykają się praktycznie wszystkie grupy etniczne, kultury i narodowości. Dlatego nietrudno natknąć się tutaj na niespodzianki z każdego niemal państwa. Nie ukrywam, że zdarzyło mi się spożywać wiele różne trunków, ale w swojej dwudziestu-sześcioletniej historii nie miałem nigdy przedtem okazji spróbować specyfiku z tak odległego zakątka świata.. tym bardziej w Londynie…,a była to afrykańska wódka smakowa. Nie to jest jednak największą atrakcją... otóż ta afrykańska wódka, dokładnie z Ugandy, była zamknięta w odpowiednio oznakowanym woreczku foliowym… Wyglądało to w ten sposób…

100 mililitrów substancji o smaku winogron albo cytryny.  Bardzo poręczne i łatwe w transporcie, idealne na upalne dni w wielkim mieście i na afrykańskich stepach, dostępne w wielu kolorach i smakach. Dziwię się, że  nie wprowadzono czegoś takiego w Polsce…wydaje mi się, że mogłoby zrobić furorę. Swoją drogą, ciężko mi jest wyobrazić sobie picie wódki w gorącym, afrykańskim klimacie prosto z woreczka, ale cóż co kraj to obyczaj...a w naszym kraju też się nie stroni od alkoholu. Odważyłem się spróbować …smak raczej intensywny. Przeważa smak wódki z delikatną nutą owoców. Na początku odrobinę wykręca twarz…, ale pite przez słomkę w połowie woreczka zaczyna smakować coraz lepiej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz