…ciężko jest
pisać na klawiaturze mając jedną rękę unieruchomioną w gipsowej tubie na
najbliższe pięć do sześciu tygodni…w jednym ze swoich poprzednich postów
pisałem, że ‘miasto oferuje nam wszelakie ścieżki, drogi, ulice i parki w
których możemy się uszkodzić’….nie zdawałem sobie na sprawy jak prorocze okażą
się te słowa…Dotychczas nie miałem jeszcze okazji opisywać londyńskiej służby
zdrowia. Najwyższy czas to zmienić…. w bardzo telegraficznym skrócie wyglądało
to tak, że chcąc promować sport i zdrowy tryb życia na ulicach południowego
Londynu, mój lewy nadgarstek dobitnie
poznał twardość i fakturę angielskiego asfaltu…ciekawym doświadczeniem jest
zobaczyć swoje kości wygięte w dość niecodzienny sposób…na pogotowiu ratunkowym
wydawali się być równie zdziwieni…, więc szybko się mną zaopiekowano i
powiedziano mi, że rękę trzeba będzie jak najszybciej nastawić do poprzedniej pozycji… to z kolei wywołało moje zdziwienie,
bo patrząc na jej obecny stan wiedziałem, że będzie się to wiązało z
wyginaniem, naciąganiem i generalnie rzecz biorąc nieprzyjemnymi manewrami mojej lewej kończyny.
Moje obawy zostały jednak rozwiane przez orientalnie wyglądającą pielęgniarkę,
która podpinając mnie pod masę futurystycznie wyglądających urządzenia,
zapewniła, że dostanę różne, jako to określiła ‘funny drugs’ , które pozwolą mi
się zrelaxować…a następnie zadała mi pytanie, na które początkowo nie wiedziałem
jak zareagować…
-Czy ma pan coś
przeciwko morfinie?
-A powinienem
mieć?-odpowiedziałem.
Po krótkim wykładzie na temat działania znieczulaczy
i tego co za chwile miało się dziać z
moim ciałem, zobaczyłem jak w rurce od kroplówki, która kończyła się wlatując
do moich żył, zaczyna powoli spływać płyn, który ma sprawić, że kręcenie moimi
kośćmi na wszystkie strony przestanie mnie interesować.
Po około 30 sekundach poczułem
wszechogarniające ciepło rozpływające się po moich żyłach połączone z
przyjemnym uczuciem błogości i generalnego luzu, które nasilało się z każdą
chwilą. Już wtedy mało mnie obchodziło co wydarzy się z moją ręką, a bardziej
interesowało mnie lampy znajdujące się nad łóżkiem, które zaczynały się w
przedziwny sposób wyginać i układać w dziwaczne kształty tworząc ciekawe
załamania światła. Leżałbym tak i podziwiał zawiłości szpitalnego oświetlenia
dalej, gdyby nie pielęgniarka, która posunęła mi pod twarz maskę do oddychania
z gazem N2O ,potocznie zwanym gazem rozweselającym.
Z pod tlenkiem azotu na twarzy i morfiną
krążącą w żyłach czułem się całkiem dobrze i wróciłem do oglądania otoczenia,
tym razem moją uwagę przykuła szafka z lekami w kolorowych pudełkach, które
również wirowały i zmieniały kolor.
Nagle przypomniałem sobie, że przecież jestem w szpitalu i ludzie stojący po
mojej lewej stronie ciągną moją rękę. Gdy tylko spojrzałem na całą sytuację,
która z mojej perspektywy wydawała się dziać gdzieś bardzo daleko ode mnie, a
moja ręka wcale nie wydawała się być moją ręką…było to dla mnie tak nietypowo
zabawne, że wpadłem w niekontrolowany wybuch śmiechu i na pytanie jak się czuję
w przerwach w napadach radości odpowiedziałem, że w życiu tak dobrze nie bawiłem
się w szpitalu. Lekarz trzymający moją rozciągniętą na dziesięć metrów rękę
stwierdził, że często to słyszą i nie jestem pierwszym tak zadowolonym pacjentem.
Mówiąc to zabrał mi maskę z magicznym gazem i powiedział, że to koniec zabawy,
a ja zauważyłem, że moje ramię wróciło do normalnego rozmiaru i wyglądu. Nawet
oświetlenie wróciło do normy, a kolorowe leki na półki i nie były już tak
interesujące jak przed paroma minutami. Wychodząc z pogotowia dostałem kilka
innych ‘funny drugs’, które miały mi dotrzymać towarzystwa do następnej wizyty
i polecenie nie zdejmowania i nie wkładania niczego pod gips złamanej kończyny…wydaję
się to oczywiste, ale gdy spytałem pielęgniarki co i po co miałbym wkładać pod
gips pokazała mi taką oto tablicę znajdującą się na jednej ze ścian.
Dwa dni później dostałem ponowne wezwanie do szpitala. Okazało się, że moja kontuzja
wpasowuję się idealnie w prototypowe metody leczenia, które były po raz
pierwszy pokazane w kasowym hollywoodzkim filmie X-Men, gdzie jeden z głównych
bohaterów miał szkielet pokryty najtwardszym znanym stopem metalu jakim jest
adamantium, a z dłoni wysuwały mu się trzy metalowe pazury. Szczegóły tej
nowatorskiej metody leczenia będą z pewnością dokładniej pokazane we wchodzącej
właśnie do kin kolejnej odsłonie przygód X-menów pod tytułem ‘Wolverine’ , więc
gdy lekarz zaproponował mi wstawienie w nadgarstek podobnych gadżetów od razu
się zgodziłem.
Kiedy po około dwóch
godzinach obudziłem się z farmakologicznego snu pielęgniarka poinformowała
mnie, że operacja zakończyła się sukcesem i sześciocentymetrowa platynowa
płytka wraz z 6 śrubami została bezpiecznie wkręcona w moje kości. Teraz pozostaje mi jeszcze pięć tygodni na
przystosowanie się, a następnie po zdjęciu gipsu będę musiał wybrać czy chcę
mieć metalowe wysuwane szpony, czy robo-dłoń jak Darth Vadera, czy może coś bardziej w stylu Robocopa…dzisiejsza
medycyna pozostawia nam tutaj duże pole do popisu…true story…...nie pamiętam całego zabiegu, ale podejrzewam, że wyglądało to mniej więcej tak...
Jesli pielęgniarka wyglądała orientalnie to mogłeś zapodać scenę z Dnia Świra.
OdpowiedzUsuń- Ciuje boli?
- ne rusa palcyma!
- a co mi będzie .............. ta żółta kukiełka:)
pozdr
Następnym razem jak będę miał do czynienia z służbą zdrowia to się lepiej przygotuje ;-)
Usuń