..nawet chwilowa
nieobecność w Londynie powoduje wytrącenie się z jego rytmu, bo jak już wcześniej
pisałem to miasto nigdy się nie zatrzymuje. Dlatego po powrocie z urlopu
potrzebowałem odrobiny czasu, żeby ponownie wpasować się w jego krajobraz. Z
racji tego, że dobrze się tutaj czuję przyszło mi to dość łatwo. Dwa dni na
odcięcie się, zapomnienie o życiu na urlopie i podłączenie się pod tryb Londyn.
Stety lub niestety niektórych rzeczy nie można zapomnieć . Skupiając się na
tych bardziej pozytywnych, urlop generalnie trzeba zaliczyć do udanych…pomijając
fakt, że nie wszystko poszło zgodnie z planem…
…po porannej
kawie wypitej o 21, znowu znajduję się na tak dobrze mi znanej trasie autobusu
133…dla większości mieszkańców tej części Europy właśnie kończy się czwartek…Ja
zaczynam swój piątek….
W dalszej części posta miał znaleźć się tekst o spędzaniu urlopu w Polsce. Jednak Londyn po raz
kolejny pokazał mi swoją ciemną stronę…przywołując mnie do porządku i hamując
moją zbyt dużą pewność siebie…
…gdy tak siedziałem
i pisałem ,we wspomnianym już wcześniej autobusie 133, dojechałem do City
godzinę przed rozpoczęciem swojej pracy. Postanowiłem więc wysiąść na London
Bridge i resztę trasy pokonać na piechotę ciesząc się widokiem miasta nocą,
które po mimo upływu czasu wciąż robi na mnie wrażenie. Idąc tak przez
londyński most i paląc papierosa, moją uwagę przykuł dziwnie zachowujący się
facet, który przesadnie wychylał się przez balustradę. Sam zatrzymałem się
kawałek dalej, oparłem się o barierkę, odpłynąłem myślami patrząc na Tamizę i
kapitalnie oświetlone centrum. Kątem oka zobaczyłem jak dziwny jegomość wychyla
się coraz bardziej, a po chwili wspina się na krawędź i klęka. Wyglądało to dość niepokojąco, a gdy stanął na
barierce już wiedziałem co się święci. Szybkim krokiem podszedłem do niego wraz
z kilkoma innymi świadkami. Ktoś chwycił go od tyłu za plecak i zaczął się z
nim szamotać, ktoś inny wyciągnął komórkę, dzwoniąc na policję, informując o
samobójczym skoczku. Ja stałem i dopalałem papierosa. Policja pojawiła się jak
w Amerykańskich filmach z każdej strony wciągu niecałych czterech minut, a
chwile później Tamizę patrolowała już motorówka. Facet wykrzykiwał w niebo
głosy, że świat go nienawidzi, a ludzie się nim nie interesują…po czym został
skuty i siła wsadzony do policyjnej furgonetki. Sympatyczna policjantka
przepytała mnie co widziałem, wzięła dane i podziękował mówiąc, że uratowaliśmy
człowiekowi życie. Szybkim krokiem
udałem się w kierunku swojego drapacza chmur, mając w pamięci obrazki z przed
chwili. Niezły początek dnia…, ale gdy dotarłem pod miejsce pracy okazało się,
że to nie koniec atrakcji jakie na dziś przygotował mi mój przyjaciel Londyn.
Już z daleka zobaczyłem błysk świateł straży pożarnej. Okazało się, że w wieżowcu
jest podejrzenie pożaru i zarządzono ewakuację całego budynku…pożar oczywiście wubuchł na czterdziestym piętrze, więc nie muszę już chyba mówić na którym
ja pracuję. Po około pół godzinie pozwolono obsłudze wrócić
do budynku.
…Nawet próba samobójcza ani
pożar wieżowca nie są wstanie znacząco zaburzyć londyńskiego rytmu…