…temperatura dobija
do 30 stopni Celsjusza czyli 86 w skali Farenheita, w środkach komunikacji miejskiej robi się
niewyobrażalnie gorąco, ilość turystów na metr kwadratowy osiąga stan
krytyczny, a sukienki dziewczyn paradujących dumnie po londyńskich ulicach
stają się przyjemnie krótsze…wszystko to w mniejszym lub większym stopniu
wskazuje na to, że w tej części galaktyki zapanowało astronomiczne lato. Pora roku, która sprzyja wszelakim urlopom,
wczasom, wakacjom itp.…., ale również masowej migracji młodych ludzi z
przeróżnych zakątków Świata
poszukujących szczęścia w tak zwanym ‘wielkim mieście’, pełnych niezłomnego
entuzjazmu z plecakami wypełnionymi po brzegi
CV’kami i listami
motywacyjnymi, którzy z wyuczoną szkolną manierą powtarzają „Hello.
I am looking for a job” kończąc to zdania sztucznym pseudo-hollywoodzkim
uśmiechem obiecującym szybki i łatwy sukces. Następna
fala emigrantów zalała stolicę Zjednoczonego Królestwa …to już kolejny napływ tej jakże specyficznej
ludności, który mam okazję obserwować znajdując się po jej obydwóch stronach.
Każdy kiedyś zaczynał swój ‘‘Euro Trip’’, pakując cały dobytek w bagaż nieprzekraczający
dwudziestu, lub trzydziestu dwóch kilogramów, w zależności od wybranych linii lotniczych,
i wyruszał na podbój wymarzonego miasta/państwa/ kontynentu, więc nowy emigrancki
narybek obserwuję z nieskrywaną ciekawością…szczególnie jego piękniejszą cześć,
która z roku na rok robi się coraz młodsza, a różnica pokoleń czyli tak zwane ‘generation
gap’ między nimi, a mną nieubłaganie staje się coraz większy. Jedną z widocznych na pierwszy rzut oka
rzeczy, które różnią dzisiejszy Londyn od tego, który ja zobaczyłem
przyjeżdżając tu po raz pierwszy jest to, że dziś darmowy bezprzewodowy Internet, szerzej znany jako
Wi-Fi, jest dostępny dosłownie w każdym możliwym miejscu miasta. Już nawet
facet sprzedający hot-dogi z takiego wózka na kółkach w okolicy London Bridge
mam przyklejoną informację, że znajduje się w strefie darmowego Internetu.
Wysyłanie CV w ilościach przemysłowych do wszystkich potencjalnych pracodawców
ułatwia fakt, że dziś wszystkie urządzenia potrafią łączyć się z internetem i wysyłać
maile. Już niedługo podczas robienia porannej kawy Twój czajnik będzie Cię
informował, że masz trzy nowe nieprzeczytane wiadomości na swoim koncie google,
a Twój znajomy dodał nowe zdjęcie na facebook’a.
Po mimo tego, że
często trochę na żarty, trochę na serio mówię, że nie lubię emigrantów
szczególnie tych ze wschodniej części Europy, mając na myśli naszą cudowną
ojczyznę, to jednak po tych wszystkich latach daje się wyczuć pewnego rodzaju
więź z tą grupą ludzi, chcąc nie chcąc będąc jej częścią, bo jak udowodnili
wszechwiedzący amerykańscy naukowcy ludzie mający zamiłowanie do tego typu podróży,
nieustannie szukający swojego miejsca w Świecie przejawiają pewne zmiany w
kodzie DNA, a przynajmniej to już
zasługuje na uznanie,… Poza tym, przez
mój ironiczny sposób patrzenia na rzeczywistość często zdarza mi się zapominać, że pomimo
całej ciemnej strony emigracji, która tutaj rezyduje, do Londynu przyjeżdża też wielu ciekawych , otwartych na
świat, interesujących ludzi pełnych pasji gotowych stawić czoła wszystkim
przeszkodom w celu spełnienia swoich marzeń. Mimo wszystko mam nadzieję, że tych drugich
jest jednak więcej niż tych pierwszych….
…w celu
bliższego przypatrzenia się wszystkim wyżej opisanym zmianom zaplanowałem sobie kilka dni urlopu, który mam
zamiar spędzić zagłębiając się w dawno nieodwiedzane zakamarki swojej ulubionej
europejskiej stolicy przecinając ją
wzdłuż i wszerz na ośmiu kauczukowych kółkach swoich czarnych rolek… swoją
drogą gdyby ktoś z Was szukał kreatywnego sposobu na zrobienia sobie krzywdy w
wielkim mieście szczerze polecam właśnie rolki…miasto oferuje nam wszelakie
ścieżki, drogi, ulice i parki w których możemy się uszkodzić…moc atrakcji, siniaków
i obić zapewniona…
…Niektórzy
emigranci przyjeżdżają tutaj robiąc szybkie błyskotliwie-niezauważalne kariery
równie szybko znikając do miejsc, z
których przybyli…inni na przekór wszystkiemu zostają tutaj wtapiając się coraz
bardziej w koloryt miasta nie wyobrażając sobie możliwości życia gdziekolwiek
indziej…bo to miasto da się lubić…choć to ‘‘twarda i ciężka przyjaźń’’.
…a tak w celu
utrzymania chronologii, to 5 lipca minął rok od kiedy znowu znajduję się pod
opieką i czujnym okiem Jej Królewskiej Mości…
…dla wszystkich
którzy przez ten rok z braku ciekawszych zajęć chociaż raz zajrzeli tutaj żeby
zobaczyć co dzieje się w Londynie opisywanym przez tego dziwnego typa, który
pomimo całkowitego braku predyspozycji i samo-zdiagnozowanej dysleksji
uparł się, że będzie próbował pisać tego tzw. bloga …WIELKIE DZIĘKI.
...a nowym, przyszłym i starym emigrantom wszelakiej maści życzę Powodzenia.
Miłego Dnia.